Karnigore Kanibal Karnigore Kanibal
97
BLOG

Uzbrojeni frustraci jako zjawisko losowe

Karnigore Kanibal Karnigore Kanibal Rozmaitości Obserwuj notkę 3

No i się stało: znów się w USA postrzelali. I to na uczelni. Kto jest winny? Jak uczelnia, to pewnie studenci, a jak studenci, to Marilyn Manson i gry komputerowe. BZZZZT! Błąd. Otóż profesor Amy Bishop, neurobiolog po Harvardzie i wynalazczyni przenośnego inkubatora komórek skasowała własnego przełożonego i dwóch wykładowców oraz raniła trzy inne osoby, dwie ciężko, a wszystko w sali konferencyjnej University of Alabama w Huntsville, jak nakazuje sądzić logika, w czasie zebrania. Poszło rzekomo o to, że mimo zasług, pani Bishop nie chciano przyznać tak zwanej "posady z gwarancją zatrudnienia" (ang. tenure) - chociaż jej zachowanie po aresztowaniu wskazuje, że kobicie się zwyczajnie z nagła poprzestawiało pod deklem. Otóż pani Bishop stwierdziła, cite wg artykułu powyżej "To się nie stało. To niemożliwe... oni przecież żyją."

Jako, że to Alabama, stan południowy i dobrze uzbrojony, zamiast typowego lewackiego bełkotu "rozbroić wszystkich i dać im smoczki" MSNBC przytacza cytaty dokładnie odwrotne (i zgodne z prawdą): że legalnie uzbrojeni wykładowcy mogliby odpowiedzieć ogniem, a przynajmniej zasugerować, żeby pani Bishop się nie wygłupiała. Ale nie o uzbrojenie chodzi. Chodzi o to, że społeczeństwa krajów wysoko rozwiniętych są krótko mówiąc chore na łeb. To widać nawet u nas: atmosfera wyścigu szczurów, biurokratyczne absurdy, wewnętrzne korporacyjne przepisy nastawiające pracowników przeciwko sobie, etc. Przykład mojego kolegi, pracującego jako telemaruda w dziale kart kredytowych jednego z banków: każdy pracownik ma dolny limit sprzedanych w każdym miesiącu kart - dajmy na to, ex rectum, dwadzieścia. Jeśli sprzeda mniej, choćby dziewiętnaście, sorry - no bonus, nie dostaje żadnej kasy powyżej żenującego minimum (bodaj osiem stów). Nad sobą ma tak zwanego supervisora. Supervisor też dostaje kasę, jeśli jego ludzie przekroczą limit, ale - tu haczyk - limit supervisora to nie dwadzieścia razy liczba podległych mu pracowników, tylko mniej. Stąd supervisor owszem, może dostać kasę za swój limit, ale pracownicy, którzy na niego tyrali, nie dostają nic. Ekstra, co? Jeżeli jeszcze dołożymy ludzi odpowiedzialnych za weryfikację nowych klientów, którzy potrafią odrzucić wniosek złożony przez osobę, która dużo zarabia, ma stałe źródło utrzymania i żadnych obciążeń, dzięki czemu te biedne telemarudy stresują się jeszcze bardziej, to człowiek ma chęć zanucić "Mondays are for drinking to the seldom seen kid..." i przyjść do roboty ze strzelbą.
Kiedy ja jeszcze pracowałem "na prywatnym", gdzie się powtarzało do znudzenia "teamwork, teamwork, teamwork", to w dupę zwykle dostawali ci, którzy się obijali. Ale kiedy kolega przedstawił mi powyższą sytuację, stwierdziłem, że to kompletny absurd i tak się pracować nie da, bo to jest wyzysk i olewanie pracownika, który w tym momencie ma pełne prawo i zapewne zamiar pójść gdzieś, gdzie pracodawca nie będzie sobie z niego robił jaj. Zapytałem "Gdzie praca zespołowa?", na co kolega stwierdził, że przy pracy zespołowej to wszystko byłoby dużo łatwiejsze. Ja nie wiem, czy ja jestem jakimś kryptomarksistą, bo wydaje mi się, że pracownika należy szanować, bo inaczej się obrazi, rzuci szmatą i powie "pierdolę nie robię", wręczając wymówienie? Owszem, czytałem Marksa, bo taki miałem obowiązek na uczelni, ale jak to stwierdził obecny dziekan, dr Tomek Wiśniewski, różnica między Marksem a marksistami jest taka, jak między Kantem a kanciapą. Tym niemniej, skoro o burdelu w miejscu pracy już skończyłem, następny punkt programu.

Jak już stwierdziłem, ludzie z krajów wysoko rozwiniętych są chorzy na łeb i wyjaśniłem dlaczego: bo w pracy się ich nie docenia. Stąd dziwnym nie jest, że od czasu do czasu jakiegoś menedżera średniego szczebla oskarżą o mobbing albo, częściej, ktoś przyjdzie do pracy ze strzelbą i rzeczony menedżer nabawi się choroby zawodowej, czyli ciężkiej ołowicy. Z braku strzelby może być jakaś aplikacja jednobitowa bądź narzędzie ogrodnicze, innymi słowy - coś ciężkiego, czym można zdzielić chama przez łeb. Bo jak masz się człowieku nie wkurwić, kiedy dajesz z siebie wszystko, a taki nawazelinowany gad w garniturze pomiata tobą, bo ma służbową komórkę, buty od Dżimiego Blanika i zarabia pięć koła miesięcznie za bycie, excusez le mot, pizdą? Cytując Wilqa Superbohatera, "to są chuje, ja je znam" - już jeden taki mnie wykukał na trzycyfrową kwotę (z gatunku wyższych trzycyfrowych), a capo di tutti capi, kiedy mu przedstawiłem sytuację, był wielce zdziwiony, z czego ja robię problem (bo jak mu objaśniłem na wstępie, nie chodzi o kasę, a o zasady). Na szczęście jestem bardzo spokojnym i względnie zdrowym psychicznie człowiekiem, więc nawazelinowany gad dalej zarabia pięć koła, zamiast pływać w Wiśle zawinięty w siatkę ogrodzeniową w towarzystwie dwóch trylinek. Gorzej by było, jakby ktoś mniej wytrzymały nerwowo wparował na zebranie mendedżmentu ze strzelbą, kupionym na bazarze od Ruskich "Skorpionem" albo choćby siekierką i się zemścił. Stąd właśnie sfrustrowane szeregowe biurwy w krajach wysoko rozwiniętych jadą na antydepresantach, żeby tylko nie oszaleć i nie odstrzelić szefa tudzież siebie. Zresztą o fali samobójstw we France Telecom parę miesięcy temu pewnie słyszeliście.

I na koniec, przyczyna tytułu, czyli pomysły na liberalizację tudzież zaostrzenie prawa do posiadania broni. Takie sytuacje nie mogą być brane pod uwagę, bo uzbrojeni frustraci są zjawiskiem losowym - nigdy nie wiadomo, kiedy komu odpali, a na przewlekle porąbanych i tak jest paragraf. Oni broni palnej nie dostają, chyba że jakiś idiota oleje procedury i takiemu sprzeda (jak w przypadku Cho Seung-Hui), albo po prostu znajdzie się lewa bądź źle pilnowana klamka, co i tak jest wbrew przepisom. Ale i tak dla sensacjonalistów pokroju śmieciOnetu czy redaktora Warząchwi i jego brukowca - woda na młyn.

Lubię ludzi. Problem w tym, że niektórych z nich najbardziej lubię boleśnie kąsać, ewentualnie tradycyjnym męskim sposobem potraktować pałą w łeb - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do polityków nie chowam tej pały w wiązance kwiatów niesionej z uśmiechem przed sobą. Oprócz tego w uprawianiu kanibalizmu przeszkadza mi fakt, że ludzi, których gryzę, zwyczajnie nie trawię. Jestem także utalentowanym słowopotfurcą. Niestety, drodzy paranoicy wszystkich opcji politycznych, nie jestem przez nikogo opłacany, a szkoda. Lista persona non grata utajniona, co będę matołom reklamę robił.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości