Oto w USA wydarzyła się była niewąska chryja. 35-letni Joseph Reyes zaprowadził swoją trzyletnią córkę do kościoła, za co grożą mu trzy lata pierdla. A czemu? Bo jego (wkrótce była) żona, Żydówka, wymusiła na sądzie trzydziestodniowy zakaz, cite, "wystawiania córki na kontakty z jakąkolwiek inną religią niż żydowska". Excuse me, what the fuck?
Podobno w USA jest rozdział kościoła od państwa, liberalizm i w ogóle. Poza tym, Rebecca Reyes, według męża, przesadnie religijna nie była, koszeru nie przestrzegała i tak dalej. Oczywiście jej prawnik twierdzi, że Joseph też wzorowym katolikiem nie był, a córkę ochrzcił tylko na złość teściom. A sąd podejmuje decyzje tak kuriozalne, że w Polsce by tego nie wymyślili (a rebours rzecz jasna, bo my jesteśmy krajem papieskim, świętym i niepokalanie katolickim i żadne tam żydy nam nie będą mówić, czy mamy dzieci do kościoła prowadzać). Chcą się rozwieść? Świetnie! To niech się najpierw rozwiodą, a potem zastanawiają, kto dostaje dziecko i w jakiej wierze je będzie wychowywał, a nie na odwrót, że najpierw wiara, potem dziecko a na końcu rozwód. Ale Illinois to jest taki chory, pogięty w lewo stan jak Kalifornia i tam rządzą krętacze. Taki gubernator Blagojevich (zwinięty ostatnio za łapownictwo) czy burmistrz Richard M. Daley (u niego w Chicago przekręty szły, i nikt mu za to nic nie zrobił) - rzecz jasna obaj "demokraci", czyli lewi i różowi jak sam pan prezydent Brak Banana (który zresztą w Illinois był senatorem). Nikt się więc nie powinien dziwić, bo katolicyzm jako religia większości jest niepolitpoprawny.
Co wcale nie zmienia mojego zdania, że cała ta sytuacja to typowe ABC, czyli Absurd, Burdel i Cyrk.
